czwartek, 4 lipca 2013

Jestem w szoku, czyli nie działa mi KDE i coś jeszcze...

Jestem przekonana, że moi czytelnicy też są w szoku, bo zapewne dawno skazali ten blog na wymarcie. Otóż nie. W komentarzu ktoś zasugerował, że Gentoo zajmuje mi tyle czasu, że nie daję rady pisać. Wcale nie. Gentoo żyje, ma się świetnie, a zajmować się nim muszę tyle, co moim psem. Czyli czasem nakarmić (emerge --update...), wyczesać (depclean, nowe konfigi), pobawić się (skompilować nowe jądro), no i zabrać na spacer (to już dosłownie, bo zdarza mi się wyprowadzić kompa na spacer po parku, niech też ma coś z życia). Czyli ogólnie coś zrobić trzeba, ale nie jest to wcale takie uciążliwe. Jeżeli dbasz o swoje Gentoo, to ono jest też dla ciebie miłe i oddane.
Tym, co zajęło mi tyle czasu, było programowanie. Dalej zresztą jestem zajęta, ale stało się coś, co przywiodło mnie tu z powrotem.



Ojej! Co to było?

Pamiętajcie, NIGDY nie puszczajcie aktualizacji bez wcześniejszego sprawdzenia, co tam jest. Niedawno tak zrobiłam i żałowałam. Wychodziłam z domu na pół godzinki, więc wpisałam tradycyjnie emerge --sync
i emerge --update --newuse --deep @world. I wyszłam. Wracam... a tu KDE kompiluje się w najlepsze wraz z LibreOffice. Szkoda było przerywać, więc spędziłam kolejne godziny na okrutnie mulącym kompie.



I co, KDE ci się jeszcze wysypało?

Nie tym razem :)
Ale przy okazji tej kompilacji przypomniała mi się jedna z wcześniejszych aktualizacji KDE. Na koniec wyświetliła się informacja o konieczności zaktualizowania konfigów. Wpisałam więc etc-update, zatwierdziłam bezmyślnie... i tyle widziałam moje KDE. Przestało się ładować, a ja nie wiedziałam dlaczego. Na szczęście nie było tak źle, bo miałam dostęp do konsoli. Ale czego tu szukać, skoro nawet nie wiedziałam, co zatwierdzam? Oj, durna ja, durna!

Na szczęście mam w domu drugiego kompa i nie musiałam przeglądać internetu przez wgeta ani przez komórkę. Udało mi się znaleźć, co zostało ostatnio zaktualizowane i okazało się, że było to /etc/conf.d/xdm. Przez moją głupotę zmieniłam linijkę DISPLAYMANAGER="kdm" na DISPLAYMANAGER="xdm". Nic dziwnego, że KDE się nie ładowało. W końcu nikt mu tego nie kazał. I tu przychodzi na myśl chyba najważniejsza zasada kompomaniaka:

Jeżeli twój komputer nie robi tego, co chcesz, sprawdź, czy robi to, co mu każesz.


I używaj dispatch-conf. Naprawdę. Przynajmniej pokazuje, co się zmienia.
Ja tym razem użyłam i nic się nie zepsuło.



Ale to nie wszystko

W ostatniej notce pisałam o nadchodzącym spotkaniu z Richardem Stallmanem. Udało mi się porozmawiać z nim, a także zmusić do zrobienia wspólnego zdjęcia i podpisania laptopa z Gentoo oraz książki W obronie wolności (książka niestety została później skradziona). Zapytałam się, co się stało z oficjalną dystrybucją Free Software Foundation, czyli gNewSense. Dlaczego nikt jej nie rozwija od 2009 roku? Odpowiedź RMSa była taka, jakiej się spodziewałam - Dlaczego sama jej nie rozwijasz? Nie, nie był to powód mojego intensywnego pisania kodu. Jednak niedługo później zobaczyłam wiadomość o nowej wersji gNewSense. A dzisiaj patrzę i widzę: jest kolejna! Soft ma co prawda starszy niż Debian (omg, to możliwe), ale jest. Czuję się, jakbym miała wpływ na samego Stallmana... :)